Ukraina

wyjazd 2009-08-17

Spakowani i gotowi wyruszamy (9.4o) do Czerniowców. Nie zatrzymujemy się po drodze, bo mą o 16.oo ma odebrać wizę. 

Dojeżdżamy na 14.00, idziemy na obiad do karczmy na początku ul. Kobylańskiej (w podwórzu), jedzenie całkiem dobre i tanie, szybko podali. Potem naprzeciwko, do restauracji Kwinto (tak, TEN Kwinto!) na deser. Deser wyszedł drożej niż obiad, ale restauracja ładna tak wewnątrz, jak i ogródek, deser smaczny, choć wyszedł drożej niż obiad. A, no i jest internet.

W konsulacie opóźnienie, czekamy, spaceruję z dziećmi po okolicy, w końcu kolejka Wasyla i… słyszę, jak wykłóca się, ze przyjęli dokumenty, i powiedzieli, że dostanie wizę. Okazuje się, że nie dostał, bo w ankiecie nie były wpisane imiona rodziców! Oczywiście urzędnik, który przyjął dokumenty uważa, że to nie jego wina. Po krótkiej rozmowie z konsulem jednak będzie wiza, ale trzeba zaczekać jeszcze godzinę. Wychodzimy jako ostatni, już po 17.00, w międzyczasie wysłuchując historii życia 91-letniej staruszki, która wyszła z psem na spacer („mieliśmy do wyboru zamianę na Lwów, albo Czerniowce. Lwowa nie wybraliśmy ze względu na to, że tam mieszka wielu Żydów… ale jak przyjechałam, i zobaczyłam, ilu ich tutaj jest!”).

Rumunia

granica 2009-08-17

O 17.45 wyjeżdżamy dopiero z Czerniowców. Droga jest kiepsko oznakowana, na drogowskazy na Suczawę nie ma co liczyć. Na granicy nie ma kolejki, schodzi szybko – pół godziny razem wymianą walut, zakupem winietki itp. Winietka kosztowała 13 lei, żadnej ekologii nie płaciliśmy. Kurs wymiany na granicy kiepski – 3 uah za 1 leję. 

Planujemy zatrzymać się gdzieś w okolicach Suczawy, nam kilka adresów koło monasteru Humor, w końcu znajdujemy motel nie najwyższych lotów po drodze koło Iliesti – trójka 120 lei;    

Jemy śniadanie w motelu i wyjeżdżamy na zwiedzanie monastyrów – Humor, Voronet, Arbore, Suczevita*. Przy okazji przejechaliśmy dwa razy od początku do końca prze Poianę Miculi, bo choć w przewodniku było wyraźnie napisane, że „drum padure” powinny pozostawać poza zainteresowaniem kierowców, to jednak mieliśmy zamiar przejechać taką drogą na skróty… aż pracownicy leśni nam nie powiedzieli, że „pa posible”, co, jak zrozumiałam z miny oznaczało „impossible”. Trzeba było wracać spory kawałek. Dodam na marginesie, że i te drogi zaznaczone na mapie na żółto nie zawsze są najlepsze, a na inne naprawdę nie ma co się zapuszczać. Byliśmy też w Suczawie, ale bez zwiedzania. Jedyne, co zwiedziliśmy, to sanktuarium ormiańskie Hahigadar (”cerkiew spełnionych życzeń”), choć kosztowało nas to trochę błądzenia. Zostawiliśmy oczywiście życzenia na karteczkach, popiliśmy wody z miejscowego źródełka i popatrzyliśmy jak miejscowe dziewczyny obchodzą cerkiew na czworakach.  Zjedliśmy pizze z ciumperkami i porumbem, właściwie zamawiając w ciemno, bo menu było tylko po rumuńsku.

Malowane cerkwie są fantastyczne. Największe wrażenie zrobiła na mnie Sucevita i Moldovita.

* Bilety wstępu średnio 3 leje, dla dzieci 1; fotografowanie z zewnątrz – 6 lei, wewnątrz zabronione 

  • Arbore
  • Humor
  • Humor
  • Humor
  • Humor?
  • Voronet
  • Voronet?
  • Arbore
  • architektura bukowińska
  • Suceavita
  • Suceavita
  • Suceavita

Wieczorem dotarliśmy do Moldovity, zaczął padać deszcz i było już za późno na zwiedzanie,  więc zaczęliśmy się rozglądać za noclegiem, który jednak prędzej znalazł nas sam – w osobie pani, która szła przez wieś z kartką „cazare”. Twierdziła, że jest Ukrainką, i rzeczywiście, można było się z nią dogadać w tym języku, choć co drugie słowo wplatała rumuńskie. Pokój kosztował 70 lei i był ozdobiony wyszywankami i jelenimi rogami. 

  • nasz nocleg
  • Moldovita
  • Moldovita
  • Moldovita
  • Moldovita

Rano od razu po śniadaniu pojechaliśmy zwiedzić ostatni z monastyrów, które zaplanowaliśmy – Moldovitę. Kiedy byłam na Bukowinie kilkanaście lat temu, ten podobał mi się najbardziej. Po ponownym obejrzeniu podtrzymuje tę opinię. Nie mogę sobie za to przypomnieć, gdzie zwiedzaliśmy wtedy XVII-w. kibelek – byłam przekonana, że w Humorze, ale nie wypatrzyłam miejsca, gdzie mógłby być.

Z Moldovity pojechaliśmy do Siedmiogrodu. Droga wiodła przez malownicze góry, i wypogodziło się też (rano w Moldovity było 15 st.). Po drodze zatrzymaliśmy się jedynie w Bistricy, która zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, choć przeszliśmy się tylko po głównym deptaku (malownicze podwórka) i zjedliśmy (znowu!) pizze, oraz zajechaliśmy do Heriny, w której znajduje się romańska bazylika (drogowskaz wskazywał na bazylikę ewangelicką z XIII w :). Bazylika mnie trochę rozczarowała, w dodatku była zamknięta. Najlepiej prezentuje się z serpentyny nieopodal. 

  • Herina - romańska bazylika
  • bukowińskie krajobrazy
  • Bistrita
  • Bistrita
  • Bistrita
  • Bistrita
  • Bistrita
  • Bistrita
  • Bistrita
  • Bistrita
  • Bistrita
  • Bistrita
  • Bistrita

Następnie udaliśmy się w kierunku Klużu. Poszliśmy do informacji turystycznej, ale była już zamknięta. Co ciekawe, na parkingu dział internet ;) Przeszliśmy się więc tylko, kupując po drodze dla mnie soczewki, których bezowocnie szukaliśmy w innych miastach (wszędzie były na zamówienie. W Klużu mieliśmy namiary na pensjonat blisko centrum w niewygórowanej cenie, ale wszystkie miejsca były zajęte. Miły pan z recepcji polecił nam inny* blisko centrum, zadzwonił, a nawet wyjaśnił jak dojechać (po rumuńsku). Cena była trochę wyższa, ale warunki bardzo dobre.

* Vila MAX, 220lei/trojka, śniadanie 15 lei   

Rumunia

Kluż 2009-08-20

Kluż. Zjedliśmy śniadanie i poszliśmy zwiedzać miasto. Kluż to miasto austro-węgierskie z pierwszego wrażenia. Okazuje się, że jego historia momentami podobna jest do historii Lwowa, tyle, że Kluż potrafi czerpać ze swojej wielokulturowości (na uniwersytecie wykłada się po rumuńsku, węgiersku i niemiecku), a Lwowu do tego daleko. Katedrę obejrzeliśmy już wczoraj, dziś przeszliśmy się po starówce, odwiedziliśmy sobór prawosławny, mury obronne, uniwersytet z kościołem uniwersyteckim, stary rynek, cmentarz, a nawet udało się zwiedzić gmach opery, bo stróż mnie wpuścił i nawet mi opowiadał (oczywiście po rumuńsku). Gmach został zaprojektowany przez wiedeńską spółkę architektoniczną Fellner&Helmer, która wybudowała także kilka gmachów we Lwowie, a nawet były pomysły, żeby zamówić u nich gmach lwowskiej opery, z czego w końcu zrezygnowano.

Na koniec poszliśmy do ogrodu botanicznego.

Przy wyjeździe z Klużu zatrzymaliśmy się jeszcze na lody na stacji benzynowej (Wiktor zrezygnował z lodów w zamian za samochodzik, po czym zjadł Marcie połowę jej porcji). 

  • Kluż - ogród botaniczny
  • Kluż - centrum
  • Kluż - centrum
  • Kluż - katedra sw. Michala
  • Kluż - palac
  • Kluż
  • Kluż - katedra prawoslawna
  • Kluż - katedra prawoslawna
  • Kluż - katedra prawoslawna
  • Kluż - katedra prawoslawna
  • Kluż - katedra prawoslawna
  • Kluż - św. Jerzy
  • Kluż - kościól uniwersytecki
  • Kluż - kościól uniwersytecki
  • Kluż - klub w centrum
  • Kluż - dom Macieja Korwina
  • Kluż - kwiaciarka
  • Kluż - kościól katolicki?
  • Kluż - podwórko
  • Kluż - cmentarz
  • Kluż - cmentarz
  • Kluż - cmentarz
  • Kluż
  • Kluż - opera
  • Kluż - opera
  • Kluż - opera
  • Kluż - ogród botaniczny
  • Kluż - ogród botaniczny
  • Kluż - opera
  • Kluż - katedra luterańska
  • Kluż - opera
  • Kluż - kościól uniwersytecki
  • obiad

Pod wieczór dotarliśmy do Sighisoary. Zakwaterowaliśmy się w pensjonacie San Gennaro* (naprzeciwko wielkiej białej cerkwi, przy trasie) i poszliśmy jeszcze na wieczorny spacer. Na starówce było tłoczno i głośno. Objedliśmy się kukurydzy i innych miejscowych smakołyków i wróciliśmy do hotelu. Nocleg miał pewne minusy, ale na jedną noc dało się przeżyć – na następną nie mieli już miejsc.

* apartament (2+1+1, kuchnia) 190 lei

  • Sighisoara
  • cygański palac
  • Cyganka
  • cebula przydrożna
  • do wyboru, do koloru
  • Sighisoara - kukurydza i inne przysmaki

Z pomocą przyszła nam informacja turystyczna – za ich pośrednictwem zarezerwowaliśmy nocleg w hotelu Transylwania* – 4 km od Sighisoary, sporo przyjemniejszy w wystroju, choć dostaliśmy pokój położony nad kuchnią i jak smażyli rybę, to nie było zbyt miło. No i hotel jest położony koło cmentarza – co prawda nie przeszkadzało nam to zbytnio, a zauważyliśmy dopiero rano.     

Tymczasem udaliśmy się znowu na starówkę. Zwiedziliśmy muzeum historyczne  (w wieży zegarowej) – nie  lubię muzeów, ale eksponaty w tym były naprawdę niesamowite! oraz wyszliśmy na samą gorę wieży, żeby podziwiać panoramę starówki.

Wypiliśmy sok w kafejce, spotkaliśmy turystów w Polski, po czym weszliśmy na wzgórze, do kościoła, po schodach szkolnych. Za kościołem znajduje się cmentarz z naprawdę starymi nagrobkami (cmentarz w Klużu, jak na najdłużej działający w Europie, ma ich zadziwiająco mało).  Najciekawsze nagrobki renesansowe znajdują się w kościele – rzeczywiście niektóre robią wrażenie, jak taki nagrobek burmistrza… nasze nagrobki renesansowe się chowają, i to głęboko. 

Powędrowaliśmy dalej po uliczkach Sighisoary w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Zjedliśmy aż na dole, kolo parkingu. Zupa (cibora, rzecz jasna) była bardzo smaczna, ale wrażenie zepsuł niedosmażony kotlet. Reklamację pani rozwiązał prosto – dosmażyła ten sam, już przez nas nadgryziony kawałek mięsa.

Właściwie pół dnia na Sighisoarę by nam wystarczyło – po obiedzie włóczyliśmy się już bezproduktywnie.  Można było ten czas efektywniej wykorzystać np. w Klużu, gdzie nie zdążyliśmy zobaczyć wszystkiego, co chcieliśmy.

* hotel Transylwania – apartament(2+1, 3 pokoje) – 165 lei;

* bilety wstępu:  wieża zegarowa (+muzeum historyczne) – 6 lei; foto (w muzeum) - 30 lei; kościół na wzgórzu – 2 leje; kościół klasztorny – 2 leje;

  • Sighisoara
  • Sighisoara
  • Sighisoara
  • Sighisoara
  • Sighisoara
  • Sighisoara
  • Sighisoara
  • Sighisoara
  • Sighisoara
  • Sighisoara
  • Sighisoara
  • Sighisoara
  • Sighisoara
  • Sighisoara - obiad
  • Sighisoara
  • Sighisoara
  • Sighisoara - jablka w karmelu
  • Sighisoara

Pierwszą miejscowością dziś odwiedzoną był Cris, w przewodniku zachwalany jako miejsce, gdzie znajduje się najwspanialsza renesansowa siedziba szlacheckiego węgierskiego rodu. Kiedy dojechaliśmy, niewiele było widać, teren ogrodzony, „teren prywatny” i drut kolczasty. Objechaliśmy dookoła, żeby choć zrobić zdjęcie, ale się nie udało. Nieoczekiwanie wyszedł do bramy stróż owego przybytku i zaproponował (po rumuńsku, ale to nie taki trudny język, wiele się można domyślić), że nas wpuści. Zaraz zjawiła się jeszcze druga grupka turystów i weszliśmy. Rzeczywiście zamek jest fascynujący. Niczym nie ustępuje naszym Pomorzanom, bo o Olesku czy Żółkwi nie ma co wspominać. Zamek jest w ruinie, a raczej w stanie odbudowy, na którą pieniądze skończyły się wraz z upadkiem komunizmu. Chyba łożą na niego potomkowie rodziny, która wybudowała ten przybytek w XVII w., a niedawno wykupiła go na własność – tak zrozumiałam z opowieści stróża. Ma tam powstać kompleks muzealno-restauracyjno-hotelowy. Kto wie, może kiedyś jeszcze tam zanocujemy…  

  • Cris - renesansowy zamek
  • Cris - renesansowy zamek
  • Cris - renesansowy zamek

Następnie pojechaliśmy do Dumbraveni – jednego z czterech ormiańskich miast w Siedmiogrodzie. Miasteczko, jak pisze przewodnik, rzeczywiście senne, ale o jego dawnej potędze świadczy stojący w centrum kościół ponadnaturalnych rozmiarów (biserica armeno-catolica). 

  • Dumbraveni
  • Dumbraveni
  • Dumbraveni
  • Dumbraveni
  • Dumbraveni
Rumunia

Biertan 2009-08-22

Kolejnym punktem naszej podróży był warowny kościół w Biertanie. Siedmiogród to podobno (według przewodnika ;) jedyne miejsce na świecie, w którym chłopi z własnej inicjatywy wznosili obwarowania  - najczęściej wokół kosciołów, jako największych i najsolidniejszych budynków we wsi. Rzeczywiście, kościół robi wrażenie. Piękny jest także w środku, zwłaszcza niezwykłej urody gotycki ołtarz. Warto zwrócić uwagę na oryginalne drzwi w prezbiterium – zachował się na nich zamek uruchamiający jednocześnie 15 zasuw. Kościół w Biertanie można zwiedzać tylko w określonych godzinach, między 13 a 14 jest przerwa. był to też jedyny z saskich kościołów, we wnętrzu którego można było robić zdjęcia (i miał najpiękniejszy gotycki oltarz). Po drodze piękne krajobrazy.

Zajechaliśmy także do drugiego kościoła warownego, w Mosnie, ale sama świątynia była w remoncie, nieudostępniona do zwiedzania, można było tylko zobaczyć miejscowe muzeum obok, z łożone z tego, co się udało pozbierać po okolicznych chatach. I za to 3 leje za wstęp! Prawdziwe zdzierstwo (w Bietranie – 2 leje).

Po drodze znajdują się wioski cygańskie, i przy drodze Cyganie sprzedają miedziane naczynia. Cena wyjściowa za „turkę” do parzenia kawy – 100 euro. 

  • Biertan - między murami
  • Biertan
  • Biertan
  • Biertan
  • Biertan
  • cygańskie wyroby
Rumunia

Medias 2009-08-22

Stąd już niedaleko było do Medias, gdzie postanowiliśmy obejrzeć średniowieczną zabudowę i zjeść obiad. Miasteczko rzeczywiście jest ładne, ale działa w nim tylko jedna restauracja, i akurat było w niej wesele. Musieliśmy zadowolić się chlebem i jogurtem. 

  • po drodze - Jezusik w sukience
  • Medias
  • Medias
  • Medias
  • Medias
  • Medias
  • po drodze - Jezusik w sukience
Rumunia

Sibiu 2009-08-22

Kolację na ciepło zjedliśmy już w Sibiu, które było na dziś miejscem naszego noclegu. Pensjonat* w porządku, blisko centrum – można było w kilka minut dojść pieszo na Rynek, co też zrobiliśmy, ale w nocy nie dało się spać przy otwartym oknie, bo wychodziło na trasę i przejeżdżające samochody strasznie hałasowały.   

Na kolację poszliśmy do pizzerii na Piata Mica, ale ja tym razem już nie jadłam pizzy, tylko makaron, zresztą bardzo dobry, tylko mało rumuński.

* Pensjonat Zanzibar, ul. Constitutii 3, trojka – 190 lei;

Rumunia

Sibiu 2009-08-23

Dzisiejszy dzień do obiadu przeznaczyliśmy na zwiedzanie Sibiu i jego największych atrakcji – placu wielkiego i małego, kościoła luterańskiego i katolickiego, Mostu Kłamców, katedry prawosławnej, murów obronnych z Grubą Basztą. Dodatkową atrakcją była grająca na Rynku orkiestra bawarska/tyrolska(?). W Sibiu w każdej knajpce podają prawdziwą lemoniadę – wodę w wyciśniętym sokiem z cytryn! 0,5 l. kosztuje ok. 8 lei.

Na obiad oczywiście makarony w pizzerii – znaleźliśmy gdzieś na dole knajpkę która sugerowała, że serwują rumuńskie dania, ale nie mieliśmy już siły, żeby tam iść.

W Sibiu jest kilka centrów informacji turystycznej, można sobie zarezerwować nocleg, mają także szeroką ofertą różnych wycieczek tematycznych w mieście i poza nim, także dla dzieci oraz wypożyczalnie rowerów. Miasto rzeczywiście zasługuje na tytuł Europejskiej Stolicy Kultury, którą było w 2007 r., i niestety na każdym kroku widać, jak wiele jest jeszcze do zrobienia we Lwowie… 

  • Sibiu
  • Sibiu
  • Sibiu
  • Sibiu - orkiestra bawarczyków?
  • Sibiu
  • Sibiu
  • Sibiu
  • Sibiu
  • Sibiu - "gruba baszta"
  • Sibiu - orkiestra bawaczyków?
  • Sibiu - orkiestra bawaczyków?
  • Sibiu
  • Sibiu
  • Sibiu

Po obiedzie pojechaliśmy zobaczyć przełom Aluty. Po drodze można kupić sery, cena – bagatela – od 300 do 400 lei za kg! No, ale przynajmniej popróbować można za darmo…

 W drodze powrotnej postanowiliśmy jeszcze odwiedzić skansen w Sibiu, zachwalany jako jeden z najlepszych w Europie, i wtedy złapał nas spory deszcz, mimo to poszliśmy zwiedzać. Skansen jest rzeczywiście ciekawy, ale przeszliśmy szybko tylko jego część, w ulewnym deszczu.  Padało już  było do samej Alby Iulii, niedaleko której mieliśmy nocleg. Nocowaliśmy w bardzo miłym prywatnym schronisku w Ighiu, Terra Mythica*. Do dyspozycji gości boisko do koszykówki, mały basen, leżaki, ping-pong, piłkarzyki i kilka innych atrakcji. 

  • siedmiogrodzki krajobraz
  • Turnu Rosu - przelom Aluty
  • skansen w Sibiu
  • skansen w Sibiu
  • skansen w Sibiu
  • skansen w Sibiu
  • skansen w Sibiu
  • deszcz...

Jechaliśmy do tego schroniska głównie z myślą o basenie, i o 1-dniowym odpoczynku od zwiedzania, a tu załamanie pogody i deszcz… na szczęście w poniedziałek już nie padało i było nieco cieplej. Mimo to rano pojechaliśmy do Alba Iulia, żeby zwiedzić miasto. W schronisku podpowiedzieli nam, że o 11.45 w cytadeli jest zmiana warty i na nią też pojechaliśmy. Właściwie wszystkie najważniejsze zabytki Alby Iulii znajdują się właśnie w cytadeli. Sama cytadela jest częściowo udostępniona do zwiedzania (my byliśmy tylko na zewnątrz), ale na jej terenie jest też niesamowicie ciekawa (i piękna) katedra rzymskokatolicka, w której została pochowana m. in. Izabela Jagiellonka (fantastyczny renesansowy sarkofag) oraz prawosławny sobór koronacyjny z lat 20-stych XX w. w stylu „narodowym” rumuńskim, też ciekawy.

W samej cytadeli, kolo bramy III można dobrze zjeść – Pub 13; nareszcie znalazłam tu długo wyczekiwane gołąbki, w dodatku podawane z mamałygą! I znowu opiliśmy się lemoniadą. Obiad był super, i całkiem niedrogi – poniżej 100 lei za 3 duże dania, no i tę lemoniadę. Obok w fosie jest duży plac zabaw dla dzieci, co zresztą było naszym motywem w wyborze knajpy.

Po południu wróciliśmy do schroniska i byczyliśmy się na słoneczku (dzieci w basenie). 

  • goląbki z mamalygą
  • cytadela w Alba Iulia - brama I
  • cytadela w Alba Iulia - brama III
  • cytadela w Alba Iulia - zmiana warty
  • cytadela w Alba Iulia - zmiana warty
  • cytadela w Alba Iulia - zmiana warty
  • cytadela w Alba Iulia - zmiana warty
  • cytadela w Alba Iulia - sobór koronacyjny
  • cytadela w Alba Iulia - sobór koronacyjny
  • cytadela w Alba Iulia - sobór koronacyjny
  • cytadela w Alba Iulia - sobór koronacyjny
  • cytadela w Alba Iulia - sobór koronacyjny
  • cytadela w Alba Iulia
  • Alba Iulia

Cały dzień była piękna, słoneczna pogoda. Postanowiliśmy zrobić upragnioną przerwę w zwiedzaniu na rzecz moczenia się w basenie, opalania i podobnych przyjemności. Wyjechaliśmy dopiero ok. 15.00, na obiad w cytadeli. Spotkaliśmy tam Polaków, którzy wracali z dziećmi z urlopu w Bułgarii.

Po obiedzie wyruszyliśmy do Hunedoary.    

  • :)
  • w basenie
Rumunia

Densus 2009-08-25

W II w. n. e. Rzymianie podbili Dację, ale pod koniec III w. jednak wycofali się z niej. W późnym średniowieczu potomkowie podbitych Dakówzaczęli stawiać kamienne kościoly... z kawalków znalezionych rzymskich budowli. Tak powstala dziwaczna cerkiew w Densus (na marginesie, wciąż dzialająca). W środku znajdują sie cztery potężne filary zrobione z rzymskich oltarzy, w ściany wmontowane fragmenty nagrobków, jakiś lew, okna to fragmenty rzymskich rur wodociągowych... do tego kolumnt - każda z innej bajki :) 

Niesamowite wrażenie.  

  • 90829166
  • 90829165

W Hunedoarze jest kilkanaście (-dziesiąt?) cygańskich pałaców, robiących wrażenie, choć zupełnie innych niż w mołdawskiej Soroce. Głowną jednak atrakcją jest średniowieczny zamek, jakby żywcem wyjęty z bajki o rycerzach i księżniczkach. Co prawda zamek jest w remoncie, i nie ma w środku jakiejś powalającej ekspozycji (właściwie - prawie żadna), ale warto go zobaczyć. 

  • palinka
  • cygańskie palace
  • cygańskie palace
  • zamek w Hunedoarze
  • zamek w Hunedoarze
Rumunia

Oradea 2009-08-26

Obiad postaniwiliśmy zjeść dziś na kolację już w Oradei, która z kart przewodnika kusiła piękną architekturą - "perła w koronie Habsburgów". Dojechaliśmy wczesnym popoludniem. Zjedliśmy obiad, przespacerowaliśmy się po deptaku i głównych placach, zaliczyliśmy (bo o zwiedzaniu trudno mówić) kościół "pod księżycem" (chyba się popsuł ten mechanizm, bo pokazywal złą fazę), cerkiew prawosławną, kościół luterański, pasaż handlowy z początków XX w. Opera, ktorą bardzo chciałam zobaczyć (nastawiona na piękne wnętrze po klużańskiej) była w remoncie i zamknięta :( 

  • Oradea
  • Oradea
  • Oradea
  • Oradea - opera
  • Oradea
  • Oradea
  • Oradea
  • Oradea
  • Oradea

Nocowaliśmy nie w samej Oradei, ale w miejscowości uzdrowiskowej nieopodal, Baila Felix. Taki nasz Truskawiec ;) tylko nowoczesny. Jedyne miejsce na trasie, gdzie dłużej szukaliśmy noclegu, bo choć na każdym kroku jest tam pensjonat, to w większości nie było miejsc. Biją tu gorące, naturalnie radioaktywne (lekko) źródła mineralne. Atrakcja parku zdrojowego jest egzotyczny gatunek lilii wodnej, ale dla nas większą atrakcją był zespół kilkunastu basenów*, każdy o innej głębokości i temperaturze wody. W niektórych temperatura dochodzial do 38 st. 

Dla dzieci raj (w basenie dla dzieci woda 33 st.). 

Na basenach przesiedzieliśmy do 13.oo, po czym pojechaliśmy do centrum handlowego w Oradei (obiad, zakupy, w tym wina) i w dalszą drogę. 

W planach był jeszcze Maramuresz, między innymi wesoly cmentarz, ale samochód zaczął zachowywać się podejrzanie (sprzęgło, które od kilku dni nie działało do końca jak trzeba zaczęło działać jeszcze gorzej) i postanowiliśmy najkrótszą drogą jechać na wesoły cmentarz.  

 

* wejście 20 lei dorosły , 10 - dziecko; leżak 5 lei (ale są wolne tylko z samego rana); 

  • Baila Felix
  • Baila Felix - lilie
  • Baila Felix - lilie
  • Baila Felix

Ze względu na podejrzany stan samochodu zrezygnowaliśmy z wesołego cmentarza i pojechaliśmy na najblizsze przejście graniczne. Kolejki nie bylo (byliśmy drugim samochodem), ale była zmiana, która trwala ponad 2 godziny. ile dokładnie nie wiem, po po dwoch Wasyl poszedł i zrobił awanturę i puścili nas.  

Jak się okazało, dobrze zrobiliśmy, bo naszemu samochodowi nie było pisane przejechać więcej niż 50 km. Zaraz za granicą, przed Mukaczewem, w lesie, po prostu stanął i odmówił dalszej współpracy. 

Następny odcinek podróży odbyliśmy na lawecie (50 km do Użhorodu - najbliższy serwis Peugeota), ok. 2.oo zakwaterowaliśmy się w hotelu, który znalazł przez internet kolega we Lwowie i przez telefon dał nam namiary.

 

  • nocna podróż do Użhorodu - na "ewakuatorze"

Spaliśmy w hotelu ile było można, po czym wyruszyliśmy na miasto. Prawie cały czas spędziliśmy w parku (komspomolskim, nota bene), dzieci bawiły się na karuzelach i innych atrakcjach, zjedliśmy obiad nieopodal, w restauracji poleconej przez taksówkarza, wróciliśmy do parku na lody i kolktaile... caly czas wyczekując wieści z serwisu. 

Pierwsza była taka, że spalił się jakiś czujnik, a bez niego samochód nie odpali. Czujnika nie mieli na składzie, pojechali szukać używanego, a i to tylko dlatego, ze Wasyl ma znajomego w Peugeocie we Lwowie i ten telefonicznie popchnął sprawę. Czujnika nie znaleźli, ale mieli im przysłać ze Lwowa. tylko że dopiero o 19.oo. Zostali nawet po godzinach, żeby go wymienić. 

Wymienili i ... d.pa. Samochod odpalił, ale sprzęgło do wymiany.

Pojechaliśmy do Lwowa pociągiem, co też bylo swojego rodzaju atrakcją - mały pierwszy raz w życiu jechał pociągiem, strasznie się cieszył.  

  • w pociągu
  • w parku na "kangurku"
  • w serwisie
Ukraina

Lwów 2009-08-29

Lwów, 4.45, dworzec główny. Koniec. 

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. bartek_sleczka
    bartek_sleczka (31.10.2010 16:20)
    Dla mnie to taka podróż sentymentalna. Byłem w tamtych rejonach w roku 1975 :) jako dziecko. Niewiele pamiętam, ale w wielu miejscach nasze szlaki się przecięły. Awarie samochodów są zawsze problemem.... Cóż. Fajnie opisane i zdjęcia oddają atmosferę i klimat.
    Pzdr/bARtek
  2. lmichorowski
    lmichorowski (21.02.2010 17:40)
    Bardzo ciekawa relacja ilustrowana fajnymi zdjęciami. Szkoda, że awaria samochodu nie pozwoliła Wam na zwiedzenie Sapanty i Maramures, ale i bez tego podróż była super. Rumunia jest jednym z ciekawszych, choć wciąż niedocenianych kierunków turystycznych. Pozdrawiam.
  3. lmichorowski
    lmichorowski (21.02.2010 0:12)
    Kasiu, dojechałem na razie do Klużu, gdzie zmogła mnie późna pora. Jutro ruszam dalej Waszym szlakiem. Pozdrawiam.
  4. milanello80
    milanello80 (03.11.2009 23:28)
    I na mnie Rumunia widziana Twoimi oczami wywołała niekłamane wrażenie. I dla mnie jest planem niedalekiej wyprawy, choć zapewne już przyszłorocznej. Pozdrawiam :)
  5. mr_fixit
    mr_fixit (21.10.2009 13:06)
    Ciekawy opis. Tym bardziej że się wybieram do Rumunii. Mam nadzieję że jeszcze w tym roku. Pora roku i wstępne plany na odwiedzanie miejsc mniej 'przewodnikowych' zaowocują mam nadzieję ciekawą relacją i dobrymi zdjęciami:-)
  6. pt.janicki
    pt.janicki (12.09.2009 16:32)
    Gratuluję i podróży, i relacji, i zdjęć oczywiście!
  7. city_hopper
    city_hopper (08.09.2009 9:15) +1
    Świetna relacja. Nie będę ukrywał, że bardzo lubię Rumunię i uważam za bardzo niedoceniany kraj. Twoja podróż dodatkowo pokrywa się częściowo z moją relacją s Siedmiogrodu i z nie opisaną jeszcze podróżą do Bukowiny. Ale widzę, że mam jeszcze sporo do nadrobienia. Fotki świetnie oddają klimat miejsc. Pozdrawiam
  8. sagnes80
    sagnes80 (30.08.2009 19:40) +1
    bardzo ciekawa podróż i zdjęcia! i do tego cenne informacje praktyczne :) duuuuuży plus :)
  9. mimbla.londyn
    mimbla.londyn (29.08.2009 23:36) +1

    Czy ja juz Ci mowilam,ze uwielbiam Twoje podroze ? Co pomysle o trasie planowanej wyprawy - za kilka dni Ty dorzucasz garsc informacji i zdjecia z miejsc ,ktore planuje odwiedzic ;)
    Telepatia jakas, czy co?
    Pozdrawiam i dziekuje :)